U mnie nadal trwa sezon na czytanie. Mimo nawału pracy, nie wyobrażam sobie codziennej drogi autobusem bez zatopienia się w inną rzeczywistość.
Wiem, że niektórzy nie mają potrzeby czytania, szanuję to. Ale muszę przyznać, że nie zawsze z miłością pochłaniałam zapisane prozą czy poezją stronice. Szkoła nie szanowała mojego tempa czytania i byłam zmuszona czytać na siłę, tylko po to, żeby na czas 'przerobić' lekturę z programu nauczania na dany rok. W liceum nie było lepiej. Oprócz nawału pracy związanego ze wszystkimi przedmiotami, bo nauczyciele, których nota bene nazywaliśmy profesorami:D, zgodnie uważali, że ich przedmiot jest najważniejszy. Masa zajęć dodatkowych związanych z moimi planami studiów na politechnice i ASP mocno ograniczała mój wolny czas, a w autobusach najchętniej spałam:) nieco regenerując siły. Wszystko to doprowadziło do tego, że jedyną lekturą którą przeczytałam do końca, spośród kilkudziesięciu jakie były obowiązkowe, było Nad Niemnem (pochłonęłam ją z przyjemnością, odpowiadała mi estetyka książki). Po 4 latach liceum nabawiłam się 'książkowstrętu'. Niewiele mogłam na to poradzić. Nie czułam potrzeby czytania. Na szczęście wszystko zmieniło się z momentem otrzymania w prezencie urodzinowym w 2004 r książki
'Harry Potter i kamień filozoficzny'.
Wtedy wszystko się zaczęło. Seria cudownych książek o magii, o schowanych przed oczami zwykłych śmiertelników rzeczach niezwykłych i niesamowitych, równolegle egzystujących w naszym świecie. Wtedy podsycało to moją pewność, że magia istnieje. Na każdy następny tom, zaczynając od 'Harry Potter i Zakon Feniksa', czekałam z utęsknieniem i niepohamowaną ciekawością, ale nie brałam udziału w masowej historii przed księgarniami o północy:). To właśnie J.K. Rowling rozbudziła we mnie na nowo miłość do wszystkich książek, które od tamtej pory czytam z pasją. Czuła bym się źle wiedząc, że marnuję czas, bo w autobusach już nie śpię:), więc śmiało godzinę dziennie poświęcam książkom (ok. 30 minut w jedną stronę).
Wiem, że niektórzy nie mają potrzeby czytania, szanuję to. Ale muszę przyznać, że nie zawsze z miłością pochłaniałam zapisane prozą czy poezją stronice. Szkoła nie szanowała mojego tempa czytania i byłam zmuszona czytać na siłę, tylko po to, żeby na czas 'przerobić' lekturę z programu nauczania na dany rok. W liceum nie było lepiej. Oprócz nawału pracy związanego ze wszystkimi przedmiotami, bo nauczyciele, których nota bene nazywaliśmy profesorami:D, zgodnie uważali, że ich przedmiot jest najważniejszy. Masa zajęć dodatkowych związanych z moimi planami studiów na politechnice i ASP mocno ograniczała mój wolny czas, a w autobusach najchętniej spałam:) nieco regenerując siły. Wszystko to doprowadziło do tego, że jedyną lekturą którą przeczytałam do końca, spośród kilkudziesięciu jakie były obowiązkowe, było Nad Niemnem (pochłonęłam ją z przyjemnością, odpowiadała mi estetyka książki). Po 4 latach liceum nabawiłam się 'książkowstrętu'. Niewiele mogłam na to poradzić. Nie czułam potrzeby czytania. Na szczęście wszystko zmieniło się z momentem otrzymania w prezencie urodzinowym w 2004 r książki
'Harry Potter i kamień filozoficzny'.
Wtedy wszystko się zaczęło. Seria cudownych książek o magii, o schowanych przed oczami zwykłych śmiertelników rzeczach niezwykłych i niesamowitych, równolegle egzystujących w naszym świecie. Wtedy podsycało to moją pewność, że magia istnieje. Na każdy następny tom, zaczynając od 'Harry Potter i Zakon Feniksa', czekałam z utęsknieniem i niepohamowaną ciekawością, ale nie brałam udziału w masowej historii przed księgarniami o północy:). To właśnie J.K. Rowling rozbudziła we mnie na nowo miłość do wszystkich książek, które od tamtej pory czytam z pasją. Czuła bym się źle wiedząc, że marnuję czas, bo w autobusach już nie śpię:), więc śmiało godzinę dziennie poświęcam książkom (ok. 30 minut w jedną stronę).
To książki przeczytane w ciągu niecałych 6 miesięcy oraz trzy nowe, które chciałam przeczytać jak tylko się o nich dowiedziałam:
FRANCUZKI NIE TYJĄ. SEKRET JEDZENIA DLA PRZYJEMNOŚCI
MIREILLE GUILIANO
premiera: październik 2014
MAGIA SPRZĄTANIA
MARIE KONDO
premiera: kwiecień 2015
W DOMU MADAME CHIC
JENNIFER L. SCOTT
premiera: marzec 2015
Jak widać fascynacja i sympatia w kierunku Paryża nadal trwa:D Staję się monotematyczna, wiem. Ale to jest taki wciągający motyw. Jeśli chodzi o pierwszą z książek, właśnie ją czytam, to nie ukrywam, że pragnę się dowiedzieć jak zrzucić z siebie te 5 nadmiarowych kilogramów, które się do mnie przyczepiły jak zmieniłam tryb pracy na siedzący. Koszmar! Ale wierzę, że znajdę sposób jak to zrobić właśnie w tej książce. Druga, mam nadzieję, pomoże mi w sprawnym usprawnieniu swoich codziennych obowiązków i uporządkowaniu otaczającego mnie świata. Trzecia jest kontynuacją 'Lekcji Pani Chic', którą czytałam w zeszłym roku, a która niezwykle przypadła mi do gustu:)
CZYTALIŚCIE KTÓRĄŚ Z NICH? POLECACIE? ZAWSZE KOCHALIŚCIE KSIĄŻKI, A MOŻE I WY SZUKACIE POWROTU NA ŁONO LITERATURY?
0 komentarze :
Publikowanie komentarza